Indianie z Wielkich Równin
Ależ to jest książka! Kto nie fascynował się Indianami w dzieciństwie, ten na starość zostanie złośliwym białasem – nie wiem czy to co piszę jest prawdą, ale co tam.
Tydzień temu wpadła mi w ręce książka „Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów”. Kawał świetnej roboty dziennikarskiej, ale przede wszystkim kawał dobrego pisania, żywego i mocnego, który zabiera nas – dosłownie wyciąga z fotela i rzuca na teksańskie pogranicze, na którym pierwsi osadnicy stawiają swoje domy. Dalej już rozciąga się mroczny świat rdzennych.
Ta książka to prawdziwa perła non-fiction. Opowiada o porwaniach białych, w tym słynnej Cynithii Ann Parker, rysuje biografie dowódców i wodzów ale najciekawsze moim zdaniem jest jednak to, że autor, S. C. Gwynne pisząc swoją powieść historyczną (tak w przedmowie nazywa książkę tłumacz Bartosz Hlebowicz), opowiada o zderzeniu kultur pokazując jak zmiany technologiczne wpływały na konflikt.
Głównym przykładem mogą tu być konie: Komancze w chwili spotkania pierwszych białych byli pomniejszą grupą wędrującą pieszo przez Wielkie Równiny. Kiedy zdobyli konie wszystko się zmieniło – na swój sposób zjednali się z nimi (opis oswajania jest równie fantastyczny jak dramatyczny) efektem czego stali się niemożliwą do pokonania siłą poruszająca się z ogromną prędkością po stepach i pustynnych regionach. Potrafili, pozbawieni wody pić wodę brzucha zdechłego zwierzęcia, atakując formułowali kolisty, wirujący szyk którym wpadali między przeciwników, w końcu w pełnym cwale strzelali z łuków – wyrzucali dziesięć strzał w czasie, w którym osadnicy mogli ledwie załadować strzelbę.
Ale potem pojawili się rangersi – coś pomiędzy bandą oprychów, żołnierzem i najemnikiem. Potem jeszcze pojawił się sześciostrzałowy Colt.
Czytajcie „Imperium księżyca”. Dzięki tej książce pojęcie „Stany Zjednoczone” rozwarstwia się i pokazuje nowe, fantastyczne oblicze, którego nie spodziewałem się doświadczyć. Jeśli mam zarzut do Gwynne’a to mocny, ale nie da się dostać wszystkiego. „Imperium” to, pomimo pozornej bezstronności i historycznej rzetelności, książka jednostronna. Świat duchowy Komanczów właściwie w tej publikacji nie istnieje, a przecież powód dla którego młoda Ameyka parła na Zachód kolonizując pustkowia, miał swoje korzenie w myśli Chrześcijańskiej. Komancze żyli w świecie, w którym pojęcie Ducha i materii nie odbiegało od siebie tak bardzo; był to świat spójny, szerszy niż to co widzialne. Ale tego w książce Gwynne’a nie ma. Gdyby było, nasza wspólna historia nabrałaby jeszcze bardziej wielowymiarowego sensu.
[Na zdjęciu: suka Wiosna mówi: „Człowiek daj spokój, co ty wiesz o Duchu”]
_ _
S. C. Gwynne „Imperium księżyca w pełni”, przeł. B. Hlebowicz, Czarne, Wołowiec 2024
O mnie
Nazywam się Mateusz Marczewski, jestem pisarzem, swoje książki wydaję w Wydawnictwie Czarne, uczę pisania i piszę o pisaniu.
Newsletter
Newsletter dla piszących o pisaniu. Raz w miesiącu fragmenty tekstów o pisaniu i info o zbliżających się terminach warsztatów. Piszesz się?
Tagi
aborygeni Australia burza cisza creativewriting indianie koncert kultura malarstwo mariasabina meksyk muzyka nauka pisania obserwacja podręczniki psychodeliki rdzenność reportaż saunders spokój uroczystość urodziny wydawnictwoczarne